sobota, 14 lipca 2012

Prawda wychodzi na jaw


*oczami Hazzy *
Wstałem rano. Nie mam pojęcia dlaczego obudziłem się tak wcześnie. Dopiero 7. Od razu pomyślałem o Tori. Pewnie już jedzie na lotnisko, skoro o 8 ma lot. Napiszę do niej później teraz muszę się zebrać skoro już nie mogę spać. Zszedłem na dół zrobić śniadanie. Na dole było pusto. Najwyraźniej nawet Louis i Liam, nasze ranne ptaszki, jeszcze nie wstali, a to jest bardzo dziwne. Zacząłem krzątać się po kuchni i po raz pierwszy zrobiłem śniadanie dla wszystkich. Fakt faktem, wstałem najszybciej więc wypadało. Nastawiłem kawę w ekspresie ciśnieniowym dla Zayna (jego ulubiona). Reszta zapewne będzie pić wodę, albo jakiś sok z lodówki. Myśli uciekały mi non stop do tego jak powiedzieć Tori o tym, że jestem osobą publiczną. Jestem pewien, że kocha mnie za to kim jestem prywatnie, a nie za to, że jestem w 1D, ale muszę jej powiedzieć. Przecież obiecaliśmy sobie, że nasz związek będzie opierał się przede wszystkim na zaufaniu i szczerości. Cholera jak ja mam jej to powiedzieć.
- O ja. Harry? Dobrze widzę, czy mam halucynacje? – wyrwał mnie z moich rozmyślań Louis.
- Weź nie krzycz. Przestraszyłeś mnie. Tak to ja. Wiem, wcześnie wstałem. – odparłem.
- Nie no spoko. Miło z Twojej strony, że zrobiłeś śniadanie szkrabie. Ale powiedz mi prawdę. Czemu wstałeś tak wcześnie? Co Cię gryzie? – zapytał stroskany.
- No wiesz. Chodzi o Tori. Nie wiem jak mam jej powiedzieć .. umm.. no wiesz o 1D.
- Głupi jesteś i tyle. Powiedz jej prosto z mostu. Bo jak się dowie przez przypadek, lub od kogoś innego to będzie problem.
- Cześć Lou! – krzyknął Liam dochodząc do kuchni. – Z kim tak rozmawiasz? Jak z El, to pozdrów ją.
- Nie z El. – powiedziałem. – Ze mną.
- Oo. Już nie śpisz Harry? No nieźle. Nigdy tak wcześnie nie wstawałeś. I nawet śniadanko jest. Bardzo miłe zaskoczenie. A o czym rozmawiacie?
- Mówiłem mu, żeby się nie martwił Tori i powiedział jej bez owijania w bawełnę, że jest w 1D. No i w końcu niech nas z nią zapozna, bo jak można tak długo z tym zwlekać.
- Louis ma rację Harry. Zrób to jak najszybciej.
- Dobra. Wiem, macie rację.
Jestem w 100% przekonany, że mają rację. Wiedziałem o tym od zawsze, że muszę Tori powiedzieć prawdę. Gemma też mi to mówiła, zaraz po tym jak się z nią zapoznaliśmy. Dobra teraz muszę jeszcze raz to przemyśleć. Idę na spacer.
*oczami Tori *
Dochodzi szesnasta. Czyli zaraz lądujemy w LA. Już nie mogę się doczekać żeby spotkać wszystkich. Nawet za małą się stęskniłam, ale najbardziej to za Travisem. Nie widziałam go dwa lata, a wydaje mi się jakby minęły wieki. Byłam z nim bardzo związana, tak samo mocno jak z Sophie. Ona również, ze swoim Mattem była tak mocno związana. Wiedziałyśmy jednak, że nie możemy spędzić z własnymi braćmi całego życia. Zobaczymy ich dopiero jutro. Jesteśmy tzw. Niespodzianką dla chłopców J.
- Prosimy o zapięcie pasów. – zakomunikowała stewardessa.
- Lądujemy. – powiedziała szczęśliwa Sophie.
- Tak! Za kilka minut zobaczymy rodziców i LA. – odparłam.
W końcu samolot wylądował. Wręcz wybiegłyśmy samolotu i udałyśmy się szybkim krokiem w kierunku lotniska, gdzie czekali na nas rodzice. Odebrałyśmy nasze walizki i wybiegłyśmy szukać najbliższych. Nagle zauważyłyśmy naszych tatuśków w tłumie. Z tego względu, że byli dość wysocy, mogłyśmy spokojnie dostrzec ich wśród ludzi „normalnego” wzrostu.
- Tata!! – zawołałam. To samo zrobiła Sophie, która biegła co sił w nogach do swojego ojca.
- Tori! Kochanie. 2 tygodnie się nie widzieliśmy, a stęskniłem się za Tobą niezmiernie! – powiedział tata.
- Witaj Tori. – powiedział wujek.
- Cześć Sophie. – odparł tata.
Wzięli nasze walizki i wyszliśmy z lotniska. Całą drogę do naszego starego domu gadaliśmy o tym, co się wydarzyło pod naszą nieobecność. W końcu dojechaliśmy do domu. Ukochanego, bo spędziłyśmy w nim najlepsze chwile naszego życia, nasze dzieciństwo. Mieszkałyśmy tu przecież 10 lat. Rodzice zamierzali tu wrócić, dlatego nie sprzedawali domu. Był to tzw. bliźniak. Rodzice oraz wujek i ciocia sami go budowali, w sensie wedle własnego projektu, który wymyślili. Łączył się balkonem z tyłu domu. Dzięki niemu można było szybko przejść w dwie strony, bez wychodzenia na dwór. Wyjście na balkon miałam jedynie ja z mojego pokoju i Sophie ze swojego, dlatego często siedziałyśmy u siebie, albo na balkonie. Spędzałyśmy na nim całe dnie, jak była pogoda. Z balkonu jest widok na ogród, który zasłania wszystko, więc w upalne dni mogłyśmy się tam spokojnie opalać (NAWET TOPLESS) ha haJ.
- Przyjechali. – usłyszałyśmy czyjś krzyk przez okno. To chyba Maggie i Kathy.
- Tori, Sophie. Jak my się za Wami stęskniłyśmy – krzyczały biegnąc w naszą stronę Maggie i Kathy.
Spojrzałam na Sophie, a ona na mnie. Zrobiłyśmy zdziwione miny, bo nigdy nas tak nie witały.
- Cześć małe! – odpowiedziałyśmy razem. – Co słychać? J Jak w szkole?
- A dobrze, dobrze. – powiedziały chórem nasze małe modelki.
- No to fajnie – powiedziałam, a Sophie przytaknęła głową.
Nagle z domu wyszły mamuśki. Najukochańsze istoty na ziemi.  Podeszły nic nie mówiąc. Nagle rzuciły się w ramiona i zaczęły obie płakać.
- Mamuś, nie płacz. – powiedziałam również ze łzami w oczach. – Przecież już jestem.
- Tak wiem. – powiedziała mama. – Ale ja tak bardzo tęskniłam.
Tata przerwał ten nasz grupowy płacz.
- Dobra. Kończcie te płacze dziewuchy. Chodźmy do domu.
Resztę dnia przesiedziałyśmy z rodzinką. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Później poszłyśmy do swoich pokoi. Jak cudownie było znowu wejść do tego miejsca. Był taki sam jak przed wylotem do Polski, czyli 9 lat temu. No może tylko odświeżone ściany, ale nic nie zmienione. Od razu wróciły wspomnienia. Wyszłyśmy na balkon i jak kiedyś patrzyłyśmy do późnej nocy w księżyc. Travis i Matt wrócili, do domu, ale nikt im nie powiedział, że przyjechałyśmy. Przecież ma to być niespodzianka, więc nic nie wiedzą. Dowiedzą się o naszym przyjeździe dopiero jutro przed meczem. Będzie to koło 1 po południu. Około północy poszłyśmy spać, żeby nie wyglądać jak straszydła z rana.
Po długiej kąpieli położyłam się do łóżka. Zerknęłam na telefon, a tam sms. „Doleciałyście?! Nic nie piszesz. Martwię się. Tęsknię i kocham. H. xx”. Na miłość Boską zapomniałam napisać Hazzie, że doleciałam. „Tak kochanie. Jesteśmy na miejscu. Przepraszam, że nie napisałam od razu, ale wiesz stęsknili się i nawet nie było czasu napisać. Przepraszam jeszcze raz. Też tęsknię i kocham. T. xx”. Odpisałam i momentalnie dostałam odpowiedź. „Martwiłem się. Cieszę się, że jesteście na miejscu. Miłej zabawy. Do usłyszenia i za tydzień do zobaczenia. <3 A teraz dobranoc i słodkich snów myszko. H. xx”. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, jak pisał lub mówił do mnie myszko. To takie słodkie. „Dobranoc kotku. xx”. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.
Na drugi dzień wstałam o 11 i ogarnęłam się. Ubrałam się w to. Travisa już nie było. O 9 pojechał na trening przed meczem, więc mogłam spokojnie iść zjeść śniadanie. Mama siedziała w salonie, a Maggie siedziała w fotelu słuchając zapewne One Direction.
- Cześć Wam! – powiedziałam.
- Hej kochanie. Śniadanie na stole. Zajadaj. – powiedziała mama.
Zjadłam je bardzo szybko bo było przepyszne. Usiadłam koło mamy i oglądałyśmy coś w TV. Około 12 do domu wparowała Sophie, ubrana w to. Za nią weszła Kathy, ciocia, wujek no i tata.
- Jedziemy na mecz. – powiedział wujek. – Nie ma za dużo czasu. Raz, dwa do samochodu.
Wszyscy wyszliśmy z domu i pojechaliśmy na halę. Około 12:30 byliśmy na miejscu. Rodzice kazali nam wejść na końcu, żeby chłopaki byli zaskoczeni. Jak kazali, tak zrobiłyśmy. Na hali nie było jeszcze nikogo, oprócz drużyny i trenera. Zawsze byliśmy pierwsi na meczach. Najpierw wpadły na halę Maggie i Kathy, potem rodzice, którzy zawołali do siebie Travisa i Matta.
- Mamy dla Was niespodziankę. – powiedzieli razem. – Mamy nadzieję, że się Wam spodoba. J
Chłopcy usiedli na ławce i czekali na tą niespodziankę. Po minucie weszłyśmy na halę od tyłu, stanęłyśmy za chłopakami i zakryłyśmy im oczy.
- No kto to taki? – zapytali rodzice.
- Tori!!!!! – odparł Travis.
- Sophie!!!!! – wykrzyczał Matt.
- Tak! Zgadliście! – krzyknęłyśmy razem. – Ha ha! I co fajna niespodzianka?
Nic nie odpowiedzieli tylko odwróciwszy się wzięli nas w ramiona. Jak nam brakowało tych uścisków. Byłyśmy ich ulubienicami, bo z małymi jakoś nie mieli wspólnych zainteresowań.
- W końcu jesteście! – krzyknął Matt. – Nawet nie wiecie jakie to dla nas ważne. Kochane siostrzyczki. Oj całą noc będziemy gadać.
- No oczywiście. Teraz do boju chłopaki! Trzymamy kciuki!!!!! – powiedziałam.
Mecz wygrany. Wracamy do domu.
Przez kolejne dni pobytu każdy wieczór spędzałyśmy z naszymi braćmi. Jesteśmy z nimi bardzo związane, każdy to powie nawet nas nie znając, bo widać to na kilometr. Dlatego też będziemy z Sophie za nimi ogromnie tęsknić, bo już jutro wracamy do Londynu. Jest mi smutno, ale zarazem się cieszę, bo w końcu zobaczę Hazzę, będę mogła się do niego przytulić. To całkiem co innego niż pisanie smsów, czy rozmowy przez telefon. Chłopaki pojechali na trening,  jak każdego dnia, a ja z Sophie postanowiłyśmy spędzić trochę czasu z Maggie i Kathy. Tak wiem, może to dziwne, ale dziewczynki dorastają i to widać, nie tylko w ich wyglądzie, ale i w zachowaniu. Zeszłyśmy do nich do salonu, gdzie siedziały i oglądały bodajże MTV.
- Co robicie laski? – zapytałam.
- A nic w sumie. – powiedziała Kathy. – Oglądamy tylko MTV. Jak widzisz z resztą.
- No widzę, widzę. – przytaknęłam.
Nagle moim oczom ukazał się … Harry?! W TV! Jak to?! Sophie spojrzała na mnie, a ja bardzo szybko zapytałam:
- Kto to taki dziewczynki?
- Harry Styles, z One Direction.
- Że co? On należy do Waszego ulubionego zespołu? Od kiedy?
- Zgłupiałaś Tori? – powiedziała Maggie. – Od zawsze. Przecież zostali wykreowani w X-Factor.
- Aha.
- Tori, ale on.. – urwała Sophie.
- Tak, wiem. To samo imię, nazwisko, wygląd. – szepnęłam. – Tak to on.
- Kurde, ale czemu nie powiedział? Co mu zależało. – powiedziała Sophie. – Chodźmy na balkon. Musimy to obgadać.
Dziewczyny zmierzyły nas dziwnym wzrokiem. Mam nadzieję, że nie zajarzyły o co chodzi. Sophie poszła do domu i powiedziała, że zaraz będzie na balkonie. Poszłam jeszcze do kuchni. Wzięłam nutellę i m&m'sy, które wsypałam do nutelli. Zawsze tak robię jak się zdenerwuję i nie tylko wtedy, bo bardzo lubię to mieszać ze sobą. Wyszłam na balkon. Sophie już czekała. Miała w rękach dokładnie to samo. Też tak robiła w nerwach. J
- Kurde. I co teraz? – powiedziałam. – Przecież mówił mi, że nasz związek powinien się opierać na szczerości i zaufaniu. Już nic nie rozumiem.
- Może nie chciał Cię na nic narażać z początku. – odparła Sophie. – Widać po jego zachowaniu, że mu  na Tobie zależy. Może nie wiedział jak to powiedzieć. – tłumaczyła.
- Hmm. Wiesz możliwe, ale mógł powiedzieć. Przecież nie zerwałabym z nim dla takiej błahostki. Nie ważne, czy jest w zespole, czy nie. Ważne, że mnie kocha.
- Wiem o tym. Tori, ale nie skreślaj go. Tym razem stanę po jego stronie. Widzę, że nie jest nawet podobny do Twojego byłego. Troszczy się o Ciebie. Może bał się reakcji fanek. Wiesz jakie są, spójrz na nasze siostry jak hejtują, Perrie Edwards z Little Mix, która chodzi z jednym z nich.
- Faktycznie. Perrie przecież jest cudowna. A Little Mix ma wspaniałe piosenki, przecież je kochamy J. Nie znają danej osoby i myślą, że wiedzą o niej więcej niż ona sama. To jest idiotyczne.
- Dokładnie. Może Harry nie wiedział jak Ci to powiedzieć, bo nie chciał Cię od razu narażać na fanki. Wiesz, zabrałby Cię na miasto i by się zaczęło. Paparazzi, fanki, plotki, hejty.
- Wiem, ale ..
- Co ale. Robił to żeby Cię chronić. – broniła go Sophie. – Poza tym, jego kolega, ten blondyn fajny jest. J
- Oj Sophie. Nie czas i miejsce na to. Nie wiem co robić. Niech mi to wytłumaczy. Dla miłości poradzę sobie nawet z pieprzonymi paparazzi i pierdolonymi plotkami. Ja go kocham. Ale chcę to usłyszeć od niego. W sensie to co widziałam w TV.
- Powie Ci. Zobaczysz. – mówiła Sophie przytulając mnie mocno.
Rano nie było za gorąco, co było dosyć dziwne na LA. Wstałam i zaczęłam się szykować do wylotu. Ubrałam się w coś cieplejszego i wygodnego. Zeszłam na dół, gdzie czekała Sophie, ubrana w to. W kuchni siedział też Travis i Matt. Nie pojechali na trening, bo chcieli się pożegnać. Około 7:15 ruszyliśmy na lotnisko. O 8 mamy wylot, czasu dużo. Nagle odezwał się Travis:
- Mam nadzieję, że będziemy z Mattem u Was miło widzianymi gośćmi?
- Oczywiście bro! – odparłam. – Wpadajcie kiedy chcecie.
- Spoko. Wpadniemy jak będzie Olimpiada, to zabierzemy Was na mecze Waszej ukochanej siatkówki. A właśnie trenujecie jeszcze?
- Teraz już nie. – powiedziała Sophie. – W sumie nie szukałyśmy nic w Londynie. Nie było czasu.
- Może warto poszukać. Przecież to kochacie. – odparł Matt.
- Zobaczymy. – powiedziałam.
Zajechaliśmy na lotnisko tuż przed odlotem, bo był mały korek. Szybko się pożegnaliśmy z braćmi i pobiegłyśmy na odprawę. Jeszcze tylko zdążyłam pomachać chłopakom i zaraz kazali nam wychodzić i biec do samolotu. Samolot wyruszył punktualnie, a nas czekało kolejne 8h lotu.






________________________________________________________________________________
Byłabym Wam wdzięczna gdybyście komentowali, czy w ogóle jest jakiś sens żeby pisać tego bloga, czy Wam się podoba. Jak bym wiedziała, że chociaż jest Was kilku z tej liczby odwiedzających, którym się podoba mój blog na pewno lepiej by mi się pisało dalsze części. W późniejszym czasie zamierzam też robić ankiety, z których będę brała także i Wasze propozycje. Proszę Was! Komentujcie.
Tori xx

2 komentarze: